Mówi w specjalnym wywiadzie dla „GP” Premier Węgier Viktor Orbàn.
Ataki przeciwko mojemu krajowi mają dwa powody. Jeden to powód moralny – chodzi o wartości. Konstytucja mówi, że bez chrześcijaństwa Węgry by nie przetrwały. Poza tym znajduje się w niej ustęp określający rodzinę jako podstawę życia społecznego. Dlatego nie dajemy parom homoseksualnym takich praw jak rodzinom i odmawiamy im prawa do adopcji dzieci. Drugim powodem ataków są sprawy gospodarcze. Rzeczywiście, mój rząd naruszył wiele interesów gospodarczych. Gdy przejęliśmy władzę w 2010 r., mieliśmy olbrzymie długi i wielką dziurę budżetową, kraj był na skraju bankructwa, a korupcja była wszechobecna. Wszystko, co było gęstsze od powietrza, ukradziono albo sprzedano. Wraz z naszym rządem staraliśmy się to zatrzymać. Nie miałem innego wyboru, jak użyć narzędzi niepopularnych w Europie – z premierem Węgier Viktorem Orbánem rozmawia Jan Pospieszalski. Współpraca Ewa Stankiewicz
Panie Premierze, na początku chciałem bardzo gorąco podziękować, że znalazł Pan czas na rozmowę dla polskiej telewizji i „Gazety Polskiej Codziennie”. Wiem, że jest Pan bardzo zajęty i udziela niewielu wywiadów. Wczoraj było sporo emocji w Strasburgu, dzisiaj Budapeszt, wkrótce znowu wyjazd do UE. Czy pamięta Pan swój najtrudniejszy egzamin w życiu?
Najpierw chciałbym podziękować waszej telewizji za zainteresowanie. Przyjmowanie gości z Polski jest dla mnie zawsze radością. Jak Państwo wiedzą, teraz są poważne ataki przeciwko nam i w takich chwilach przyjacielskie gesty bardzo dużo znaczą. Chciałbym podziękować wszystkim przyjaciołom Węgier w Polsce za poparcie. Dziękuję za demonstrację, za słowa pana premiera i za wypowiedź przywódcy opozycji. Miałem wiele trudnych egzaminów w życiu. Od 20 lat jestem posłem w parlamencie i jeszcze w poprzednim systemie założyliśmy opozycyjną partię polityczną. Nieraz czułem, że skuteczność mojego działania jest znacznie ważniejsza dla innych niż dla mnie. I wczoraj też tak się czułem. Bo ode mnie zależało, czy naród potrafi obronić swój honor i szacunek do siebie.
Niemniej to, co wczoraj obserwowaliśmy, wyglądało tak, jakby nauczyciele próbowali zdyscyplinować niesfornego, niegrzecznego ucznia, a może inaczej – doktrynerzy, belfrzy nie poznali się na genialnym uczniu?
Chciałbym być bezstronny, odpowiadając na to pytanie. Jednak mam wrażenie, że starszym demokracjom wydaje się, iż mają prawo pouczać kraje, które przez wiele lat cierpiały przez sowiecką dyktaturę. Myślą czasami, że o demokracji i wolności wiedzą więcej niż Węgrzy, Polacy i inne państwa Europy Środkowej. Dla nas wolność i demokracja są ważne jak powietrze. Stare kraje Unii czasami nie zdają sobie sprawy, jak bardzo te wartości są dla nas istotne. Oczywiście, są politycy przychylni Europie Środkowej, ale to wyjątki. Wielu polityków z Europy Zachodniej okazuje krajom naszego regionu szacunek, czasami jednak odczuwamy arogancję z tamtej strony.
Komisja Europejska wszczęła przyspieszoną procedurę w sprawie potencjalnych naruszeń prawa europejskiego – w obszarach niezależności Narodowego Węgierskiego Banku Centralnego, ochrony danych osobowych i sądownictwa. To wszystko było ostatnio przedmiotem obrad. Zaproponował Pan rozmowę o konkretach. Czy pojawiły się konkretne argumenty?
Tak, mówiliśmy o konkretach i sądzę, że te kwestie prawne możemy łatwo rozwiązać we wszystkich trzech przypadkach. To, czego nie możemy zaakceptować, to opinia, że u nas nie ma demokracji. Na debaty w kwestiach prawnych zawsze jesteśmy otwarci. Ale nie zgadzamy się z oceną, że demokracja jest u nas ograniczana, że łamie się prawa konstytucyjne i wolnościowe. Na rozmowy o konkretach jesteśmy gotowi. Natomiast w jednej symbolicznej sprawie widzę trudności. Chodzi o bank centralny – Komisja Europejska nie zgadza się, by jego szefowie i członkowie Rady Monetarnej przysięgali na węgierską konstytucję. Nie rozumiem takiego stanowiska. Przecież to są instytucje, które służą narodowi. Ta właśnie kwestia pozostaje otwarta. Sądzę jednak, że w pozostałych sprawach możemy i dojdziemy do kompromisu.
To jest zdumiewające, bo chodzi przecież o Narodowy Węgierski Bank Centralny i o konstytucję węgierską…
Tak, mówimy o węgierskim banku. Przez poprzednie 20 lat zawsze tak było i nikt nie mówił, że przysięganie na węgierską konstytucję jest czymś nieprawidłowym. Dlatego wielu Węgrów myśli, że nie chodzi tu o wspomnianą ustawę, lecz o to, że chcieliśmy głęboko i szybko zmienić nasz kraj.
Proszę sobie wyobrazić, że od czasu, kiedy zostałem premierem, parlament węgierski przyjął 365 ustaw, nową konstytucję i ponad 12 ustaw konstytucyjnych o podstawowym znaczeniu. Prowadziliśmy również w tym czasie prezydencję unijną. Takie tempo narusza wiele interesów – gospodarczych i ideologicznych. I właśnie tego dotyczy prawdziwa debata między Węgrami a międzynarodową lewicą.
Zmienił Pan konstytucję, wprowadzając np. zdania, że Węgry to Węgry, małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny, życie ludzkie chronione jest od poczęcia, a preambuła głosi: „Boże, błogosław Węgry” (pierwsze słowa hymnu węgierskiego). Polscy posłowie w Strasburgu, broniąc Pana, wskazywali właśnie, że to jest głównym powodem ataków na Pańską politykę i Pana rząd.
Sądzę, że ataki przeciwko naszemu krajowi mają dwa powody. Jeden to powód moralny – chodzi o wartości. Konstytucja mówi, że bez chrześcijaństwa Węgry by nie przetrwały. To podstawa, o którą musimy zadbać. Dokument mówi też, że szacunek dla własnego kraju i narodu jest wartością i trzeba go wzmacniać. Poza tym znajduje się w niej ustęp określający rodzinę jako podstawę życia społecznego. Dlatego nie dajemy parom homoseksualnym takich praw jak rodzinom i odmawiamy im prawa do adopcji dzieci. Oczywiście konstytucja mówi również, że bronimy życia od poczęcia, szanujemy je i chronimy. Ale to, że mamy takie poglądy, nie oznacza, że jesteśmy poza Europą. Na takie tematy toczy się dyskusja w całej Europie. Podobne zdanie w tych kwestiach mają miliony ludzi w Niemczech, Francji czy Hiszpanii. To nie jest tylko problem na Węgrzech, on dotyka wszystkich krajów europejskich. Tylko że my zapisaliśmy te wartości w konstytucji. I ci, którym się to nie podoba, zrobią wszystko, żeby nas powstrzymać.
Drugim powodem ataków są sprawy gospodarcze. Rzeczywiście, mój rząd
naruszył wiele interesów gospodarczych. Gdy przejęliśmy władzę w 2010
r., mieliśmy olbrzymie długi i wielką dziurę budżetową, kraj był na
skraju bankructwa, a korupcja była wszechobecna. Wszystko, co było
gęstsze od powietrza, ukradziono albo sprzedano. Wraz z naszym rządem
staraliśmy się to zatrzymać. Nie miałem innego wyboru, jak użyć narzędzi
niepopularnych w Europie – podatku bankowego czy podatku dla
największych korporacji. Użyłem tych instrumentów, by pomóc zadłużonym
obywatelom klasy średniej, którzy spłacają kredyty w obcych walutach.
Międzynarodowe korporacje i instytucje bankowe odczuły to jako wielki
cios. Poniosły wielomiliardowe straty i dlatego na moje poczynania
zawsze patrzono złym okiem. Międzynarodowe korporacje, banki i
instytucje finansowe wnosiły przeciwko mnie skargi do Brukseli, by
odzyskać stracone pieniądze.
Już za Pana kadencji pojawiła się bardzo ostra dyskusja, czy
rząd węgierski postępuje prawidłowo, przekazując środki unijne na
promocję adopcji zamiast na aborcję. Jedna z lewicowych deputowanych
podnosiła tę kwestię na obradach, twierdząc, że to jest wbrew wartościom
europejskim, do których należy prawo do decydowania o własnym życiu.
Gdy zaczęła się ta debata, postanowiłem, że będziemy kontynuować tę
kampanię, jeśli nie ze środków europejskich, to z budżetu węgierskiego.
Aborcja jest bardzo poważną kwestią. Muszę podkreślić, że Węgry są
niesłychanie tolerancyjnym krajem. Moi rodacy tolerują i szanują
indywidualne wybory. Mówimy o bardzo delikatnej sprawie, ale muszę
podkreślić, że każde życie jest cenne, a każde dziecko poczęte powinno
się urodzić. Oczywiście, że każdy człowiek ma prawo do własnej decyzji,
ale chcemy pokazać, że są też inne możliwości, że dziecko to wartość i
że życie należy szanować. Na Węgrzech nie szanuje się życia nie
dlatego, że Węgrzy są złymi ludźmi. Ten brak szacunku pozostał nam po
czasach komunizmu. W Polsce Kościół katolicki przetrwał w narodzie
ostatnie 40–50 lat. Węgry są dużo bardziej zsekularyzowane, więc ludzie
nie zwracają się tak do Kościoła. Gdybyśmy mieli silniejszy Kościół,
to cały kraj byłby silniejszy. Nie jesteśmy w stanie tego szybko
odwrócić.
Chcę jeszcze raz podkreślić, że życie to wartość i to jest kwestia
bezdyskusyjna. Europejscy politycy, którzy mówią, że chrześcijaństwo
jest ważne, są atakowani. Ich wypowiedzi uznaje się za niepoprawne
politycznie. Nie jest więc łatwo budować koalicję dla obrony tych
wartości, bo w dyskusjach zarzuca się nam, że jesteśmy nietolerancyjni, a
kiedy mówimy o chrześcijaństwie, to słyszymy w odpowiedzi, że jest to
dyskryminacja. I dlatego ludzie władzy są bardzo ostrożni, unikają
dyskusji światopoglądowych. W takich sprawach niezwykle trudne jest
stworzenie w Europie wspólnego sojuszu ideologicznego między krajami.
Osobiście stosuję inną taktykę – próbuję tworzyć koalicję między ludźmi.
Są przecież takie wspólnoty w polityce europejskiej, może niewielkie,
lecz znaczące dla opinii chrześcijańskich. To środowiska skupione
wokół kościołów, ale działające w sferze publicznej. Jest to dość
silna sieć, lecz jej prawdziwa siła jest niewidoczna.
Staram się nawiązywać sojusze z politykami, dla których ważne jest
chrześcijaństwo i tradycyjne wartości. Wiem, że to mocne sojusze. Ja
wytrzymuję ataki, bo czuję wsparcie ze strony sojuszników, którzy są ze
mną solidarni.
Skoro mówimy o kwestii Kościoła, czy wie Pan, że na Węgrzech, podczas
gdy sprawowały one prezydencję unijną, trwała krucjata różańcowa, która
dotarła też do Polski? „Zaraziliśmy się” od was tą krucjatą. W
Pańskiej ojczyźnie, ze względu na wielość wyznań, nosiła ona miano
„modlitwy narodu”.
Modlitwa jest dużo ważniejsza dla życia narodu, niż zwykło się to
przyjmować w życiu publicznym. Chciałbym wspomnieć o jednej z takich
duchowych inicjatyw. W drugiej połowie lat 50. przez kilka lat istniał w
Austrii potężny ruch modlitewny. Ludzie, którzy w nim uczestniczyli,
modlili się w intencji opuszczenia ich kraju przez Sowietów. I udało
się. W Europie Środkowej ruch modlitewny w intencji narodu ma głębokie
tradycje, do których odnoszę się z ogromnym szacunkiem. Wiem też, że
również za mnie ludzie się modlą, zwłaszcza wówczas, gdy stoję przed
trudnymi zadaniami. I to jest dla mnie ogromną pomocą.
Napisał Pan, że reguły rynku nie mogą być uniwersalnymi
zasadami, którymi rządzi się społeczeństwo, że omnipotencja rynku nie
wystarczy, by koordynować życie społeczne. To co ma być tym regulatorem,
tą zasadą, która buduje wspólnotę?
W ostatnich dwudziestu latach upowszechnił się niebezpieczny pogląd, że
ludzie będą szczęśliwi, gdy o wszystkich obszarach ich życia będą
decydować zasady wolnego rynku. Zupełnie się z tym nie zgadzam. Kryzys
gospodarczy jasno pokazuje, do czego prowadzi takie myślenie. Przyczyny
kryzysu gospodarczego leżą gdzie indziej – wynikają z moralnego
upadku Zachodu. Kradziono bowiem miliardy, spekulowano
nieruchomościami i nikt ze świata polityki i finansjery nie poniósł za
to odpowiedzialności.
Wierzę, że ludzie na poziomie społecznym funkcjonują inaczej, ważna jest
dla nich solidarność, odpowiedzialność, poczucie przynależności do
wspólnoty i jej interes. Węgierska konstytucja mówi, że musi zostać
zachowana równowaga między dobrem prywatnym a interesem społecznym. By
uszanować tę zasadę, zanim podjąłem wraz ze swoją partią Fidesz próbę
przekształcenia konstytucji, wysłałem 8 mln listów do obywateli
pytając, jakich zmian oczekują. Jedno z pytań brzmiało: „Czy interes
indywidualny ma być ważniejszy niż interes wspólny, czy też mają być
równoważne?”. 85 proc. z miliona odpowiedzi, jakie otrzymałem, było za
równowagą. Ze względu na te konsultacje konstytucja węgierska ma
charakter społeczny. Szanuje wolność jednostki, ale jednocześnie
akcentuje dobro publiczne jako zasadę organizacji życia społecznego.
Być może ta fundamentalna idea legła też u podstaw
rozstrzygnięcia problemu kredytów w obcych walutach. Na Węgrzech,
podobnie jak w Polsce, dużo młodych ludzi wzięło kredyty we frankach
szwajcarskich, kiedy waluta ta miała niski kurs. Po kilku latach jej
cena bardzo podskoczyła, co sprawiło, że dzisiaj kredytobiorcy mają o
wiele więcej do zapłacenia, niż wynosił kredyt. Pan powiedział im: „OK,
zamrozimy kurs forinta, zapłacicie stałą cenę”. Ktoś jednak musi
pokryć różnicę.
Na Węgrzech żyje 10 mln ludzi, w tym ok. 2,3 mln osób dotyka spłata
kredytów mieszkaniowych we frankach szwajcarskich. Skala problemu jest
więc nieporównywalnie większa niż w Polsce. Bardzo wiele węgierskich
rodzin stało się niewolnikami banków i musiało spłacać o wiele większe
kredyty, niż zaciągnęło. Jako osoba kierująca państwem nie mogłem
patrzeć na to bezczynnie. Poprzedni rząd i bank centralny nie zrobiły
nic, by to zmienić. Ja jednak, mając na Węgrzech poparcie 2/3
społeczeństwa, ośmieliłem się wystąpić przeciwko bankom. Nie były one
skłonne do negocjacji, jednak udało się przeforsować naszą propozycję,
czyli usztywnić dla kredytobiorców kurs forinta wobec franka. Dzięki
temu część rodzin mogła spłacić od razu kredyty w całości. Pozostałym
zamroziliśmy raty.
Ostatecznie wygląda to tak, że 2/3 strat pokryją banki, a 1/3 państwo.
Oczywiście straciliśmy dużo więcej, bo straciły do nas zaufanie banki
międzynarodowe, szczególnie austriackie. Jestem jednak zadowolony, że
odważyłem się na ten krok i cieszę się, że pomogliśmy wielu tysiącom
rodzin.
Ale banki to nie wszystko, za Pana rządów zostały opodatkowane
jednorazowym trzyletnim „podatkiem kryzysowym” duże korporacje, handel
wielkopowierzchniowy, hipermarkety, duże sieci telefonii komórkowej –
wszystkie pochodzące spoza Węgier. Polski eurodeputowany Jacek Kurski
mówił w Strasburgu, że to właśnie spowodowało pełen furii odzew
„kapitału finansującego atak na Węgry”. Czy podziela Pan tę opinię?
Podzielam to zdanie, to dosyć dokładny opis sytuacji. Ja zrobiłem
wszystko, by porozumieć się z wielkimi korporacjami. Gdy zaczynałem
rządzić, na Węgrzech pracowało zaledwie 3,8 mln ludzi, podatki płaciło 2
mln 600 tys., na których spoczął ciężar utrzymania całego kraju.
Postawiliśmy sobie więc za cel zaktywizowanie zawodowe 4 mln ludzi, a
następnie podciągnęliśmy tę liczbę do 5 mln, by pracując i płacąc
podatki, przyczyniali się do podnoszenia stopy życiowej naszego
społeczeństwa. Do tego jednak potrzeba czasu na przeprowadzenie reform
strukturalnych, które zainicjowałem. Prosiłem międzynarodowe korporacje
o czas i zrozumienie dla tego przejściowego podatku. Zresztą
nałożyliśmy go nie tylko na korporacje międzynarodowe, ale też firmy
węgierskie: telekomunikacyjne, energetyczne i wielkie sieci handlowe.
Zapisaliście też w swojej konstytucji, że zbrodnie systemu
komunistycznego nie mogą ulec przedawnieniu. Dlaczego tak późno i czy za
tym pójdą akty ustawodawcze?
U nas komunizm nie był rozliczony prawie w ogóle, ale teraz jesteśmy w
stanie to zrobić. Musimy zająć się zbrodniami komunizmu nie ze względu
na przeszłość, lecz po to, by nigdy więcej nie spotkał nas los, jaki
zgotowali nam komuniści. Tu chodzi o przyszłe pokolenia. Chcemy
stworzyć instytucję podobną do IPN, teraz to już kwestia przepisów
prawnych.
Wprowadził Pan również pojęcie „nowej arystokracji”, która
powołując się na prawa rynku, de facto korzysta z wielkich przywilejów i
unika solidarnego zasilania budżetu państwa. Czy chodzi o elitę
postkomunistyczną, która się uwłaszczyła i zrobiła wielkie interesy? Czy
może jest to kapitał zagraniczny?
Myślę o elicie postkomunistycznej i sądzę, że możemy tak o niej mówić,
ponieważ jej członkowie nie osiągnęli tego, co mają, dzięki pracy,
tylko zostali spadkobiercami komunistycznej nomenklatury. W pierwszych
latach transformacji ustrojowej posiadali kontakty, które pozwoliły
im zbudować kartele i monopole – teraz my musimy je zburzyć.
Rozmontowanie tych postkomunistycznych układów to ciężka praca, ale
uważam, że nie stoję na straconej pozycji. Żeby było jasne – nie
jestem przeciwko zamożnym ludziom, ale chcę, by na Węgrzech można było
się bogacić nie dzięki układom, lecz pracy, talentom i zaangażowaniu.
Moja partia Fidesz jest ugrupowaniem plebejuszy, dążymy do
wzmocnienia klasy średniej i umożliwienia utalentowanym ludziom
pokonania barier społecznych. Podkreślam jeszcze raz, nie jesteśmy
przeciw bogatym, ale chcemy, by sukcesy zależały od zasług.
Dlatego przywraca Pan to zapomniane słowo „polgár”. Co ono oznacza?
Historia Polski i Węgier ma wiele podobieństw, więc nietrudno
wytłumaczyć Polakom znaczenie tego wyrazu. „Polgár”, czyli obywatel, to
osoba, która osiąga status społeczny i materialny nie z racji
urodzenia, ale dzięki ciężkiej pracy i wykształceniu. Uzyskuje
niezależność nie ze względu na pochodzenie, ale dlatego, że może sama
decydować o swoim życiu i ma przy tym poczucie przynależności do
wspólnoty narodowej. Taki obywatel potrafi też uszanować własność
prywatną. 120–130 lat temu to właśnie „polgárzy” budowali naszą
ojczyznę. Chcę, żeby najważniejsza siła polityczna na Węgrzech składała
się z ludzi tego pokroju – pracowitych, odpowiedzialnych, głęboko
osadzonych w rodzinie. To oni są w centrum moich działań politycznych.
Bardzo często myli się politykę socjalną z polityką rodzinną, w
Polsce niejednokrotnie mówi się, że wielodzietność kojarzy się z
patologią, że ludzie z takich rodzin to margines społeczny, są biedni i
niewykształceni, gdzieś z małych miast. Pan chce zmienić znaczenie
„wielodzietności”, ono również na Węgrzech miało pejoratywne konotacje.
Na czym więc polega różnica między polityką socjalną a prorodzinną?
To jedna z najważniejszych kwestii na Węgrzech. Nigdy nie mylę tych
dwóch pojęć. Najważniejsze jest to, by zbudować system, w którym każda
rodzina dostaje wsparcie niezależnie od potrzeb socjalnych. Biedne
rodziny powinny dostać dofinansowanie dodatkowe. Dzięki podatkowi
liniowemu ci, którzy mają najwięcej dzieci, będą płacili najmniej
podatków. Tu nie chodzi jedynie o kwestie socjalne, po prostu cenimy
rodzinę i dzieci. Nie możemy oczywiście zapomnieć o pozostałych
członkach społeczeństwa, powinni mieć pracę, by mogli godnie żyć.
Niełatwo rozróżnić politykę rodzinną i socjalną, ale trzeba podjąć ten
trud i dodatkowo wyraźnie podkreślać, kto jest głównym adresatem
naszego wsparcia.
Czy wsparcie również przejawia się radykalną obniżką podatków dla tych, którzy decydują się mieć więcej niż trójkę dzieci?
Już pierwsze dziecko upoważnia do ulgi podatkowej. Po trzecim w zasadzie nie płaci się już podatku.
W 2008 r. na Węgrzech doszło do wymiany premiera. Gordon Bajnai
zastąpił Ferenca Gyurcsanya i pod auspicjami międzynarodowych
instytucji zaczął wprowadzać odważne reformy, które uderzyły w
społeczeństwo. Pan wtedy był po stronie tych, którzy krytykowali
reformy, mówił Pan – zobaczcie, to oni sprawiają, że będziecie biedni.
Dzisiaj, po wygranych wyborach, realizuje Pan podobny program. Czy
ówczesne Pana hasła były tylko pragmatyką wyborczą?
Wolę mówić o adresatach polityki, a nie o tych, którzy ją realizują. My w
centrum naszej polityki stawiamy klasę średnią, podczas gdy
socjaliści – najbogatszych. W kwestii najbiedniejszych nasza polityka
jest stanowcza – nie zabieramy im pieniędzy, ale przede wszystkim
chcemy im zapewnić pracę. Jeśli ktoś jest bezrobotny, może dostawać
zasiłek przez trzy miesiące, a nie dziewięć. Jeśli bezrobotny nie
przyjmuje robót publicznych, nie ma prawa do zasiłku. Podkreślam, na
Węgrzech było 2,6 mln podatników na 10 mln obywateli – to tragedia!
Potrzebujemy społeczeństwa, które pracuje. W tym roku ruszamy z
programem „Praca start”. Będziemy wspomagać w powrocie do pracy 200
tys. osób, by najdalej za dwa lata były one na stałe obecne na rynku
pracy. Chcemy też ułatwić podjęcie zatrudnienia osobom
niepełnosprawnym i tym, które przeszły na wcześniejszą emeryturę.
Każdemu, kto może pracować, staramy się dać taką możliwość. Teraz jest
wprawdzie kryzys, ale państwo powinno dążyć do tego, by osoby gorzej
wykształcone, słabsze mogły utrzymać swoje rodziny. Jest to dla nas
najważniejsze wyzwanie 2012 r.
Słyszałem takie wypowiedzi: Orban szykuje obozy pracy dla tych, którzy nie chcą pracować…
Nie organizujemy obozów pracy, ale prawdą jest, że ogłosiliśmy obszerne
programy w sferze prac publicznych. Uzgodniłem z przedstawicielami
samorządów cygańskich, że oni zaakceptują ofertę pracy zamiast zasiłków,
a tu chodzi o kilkaset tysięcy ludzi. W obszarze energetyki planujemy
budowę tam i zbiorników retencyjnych, by stworzyć milion miejsc pracy
dla osób słabiej wykształconych. To nie obóz pracy, lecz system
zwalczania bezrobocia. Jestem dumny z tej polityki. Dzieciom, które
urodzą się w tych rodzinach, dajemy szansę na najlepsze wykształcenie,
począwszy od szkoły podstawowej aż do szkoły wyższej. Właśnie
ruszyliśmy z programem kredytów studenckich z 2-proc. oprocentowaniem,
by ci, którzy chcą się uczyć, mogli to robić niezależnie od swojego
pochodzenia.
W Londynie w 1989 r. premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher
ostrzegała Węgry, aby zachowały ostrożność w kontaktach z
Międzynarodowym Funduszem Walutowym. Czy Węgry posłuchały dobrej rady
brytyjskiej premier?
Gdy pierwszy raz byłem premierem w latach 1998–2002, udało mi się tak
uporządkować kwestie finansowe kraju, że mogłem zrezygnować z pomocy
Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Kiedy obywatele zdecydowali, bym
wrócił do władzy, ponownie udało mi się doprowadzić do sytuacji, w
której radzimy sobie sami. I jestem z tego dumny. Ale teraz Węgry
potrzebują współpracy z MFW dla swojego bezpieczeństwa finansowego.
Przykro mi, że tak się stało, ale nasz interes narodowy wymaga, by
doszło do porozumienia z MFW, choć w kontaktach z Funduszem będę bardzo
ostrożny.
Rozmowy już trwają?
Nieformalne tak, oficjalnie jeszcze się nie zaczęły. Sądzę, że szybko
znajdziemy porozumienie, ponieważ polityka Węgier jest zgodna z
oczekiwaniami MFW. Istotne, by w negocjacjach nie prosić o fundusze. Nie
chcę, by Niemcy sądzili, że czyhamy na ich pieniądze. Jednocześnie
jednak chcemy mieć pewność, że w razie konieczności będziemy je mogli
pożyczyć. To coś w rodzaju porozumienia, jakie ma Polska, ale Polska
jest w lepszej sytuacji. W ostatnim dziesięcioleciu lepiej
wykorzystywaliście swoje możliwości i mogliście zawrzeć bardziej
korzystne porozumienia z MFW. My nie jesteśmy wystarczająco silnym
krajem, ale chcemy podobnego porozumienia, które da nam poczucie
bezpieczeństwa.
Lider polskiej opozycji Jarosław Kaczyński, wielu polskich
polityków, a także polski premier wspierają Węgry, a w Europie robi się
na nie nagonkę. Donald Tusk potwierdził nawet, że Węgry są krajem
demokratycznym, no i zaoferował pomoc polityczną. Czy zwróci się Pan o
nią do Donalda Tuska? I jak by ona miała wyglądać?
Jeśli będzie nam potrzebna taka pomoc, to zwrócimy się do Polaków. Od
niektórych państw niechętnie przyjmuję pomoc. Kiedy przeżywaliście
trudności, my chętnie udzielaliśmy wam pomocy. Wasz kraj odnosi ogromne
sukcesy, my teraz wychodzimy z dołka. Jeśli dobrze pamiętam, w 2002 r.
mieliśmy silniejszą gospodarkę, teraz Polska jest mocniejsza od nas i
to wy możecie nam bardziej pomóc niż my wam. Z radością przyjmujemy
pomoc Polski, bo to jest zgodne z naszym odwiecznym braterstwem. Jeśli
chodzi o interesy Europy Środkowej, to Polska zawsze może na nas
liczyć.
Dziękuję za możliwość rozmowy, życzę wszystkiego dobrego, błogosławieństwa Bożego dla każdego obywatela Polski.
Budapeszt, 19 stycznia 2012 r.
Tłumaczenie: Urszula Kovacs, współpraca: Adrienne Kormendy, Alicja Małobęcka
Opracowanie do druku i redakcja: Rafał Dudkiewicz i Karol Wojteczek
(Źródło: http://www.gazetapolska.pl/13555-wolnosc-cenimy-jak-powietrze )